piątek, 23 kwietnia 2010

Canibus - Melatonin Magik (Recenzja)

Miałem w przygotowaniu recenzję najlepszej do tej pory płyty Bisa „Rip The Jacker”, ale zajawka zrobiła swoje. Album wydany stosunkowo niedawno, bo w lutym, już po pierwszym przesłuchaniu zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Wprawdzie nie słyszałem na razie żadnej innej produkcji z tego roku, ale płyta Canibusa na pewno będzie w mojej czołówce albumów 2010. Krążek tytułowany nazwą najważniejszego hormonu regulującego działanie organizmu człowieka, nie jest może jakąś rewolucją, ale jest bardzo mocną produkcją, która wgniata w ziemię w sposób, do jakiego artysta dawno nas przyzwyczaił.

Canibus jest jednym z tych nielicznych artystów, którzy stawiają teksty ponad wszystko inne. Mimo to, nie możemy narzekać na jego braki wokalne, czy też umiejętności techniczne. Cani kładzie na podkładzie genialnie poskładane wersy swoim agresywnym flow połączonym z ostrym głosem. Człowiek, który chyba wchłonął słowniki i uczył się na pamięć biologiczno-chemiczno-fizyczno-matematyczno-religijnych terminów, po raz kolejny uderza nas ogromem fraz, których nie możemy ogarnąć naszym umysłem za pierwszym przesłuchaniem.

Zabawne jest też to, że mimo tego, że Canibus nie ma wielu patentów na kawałki i praktycznie cały czas powiela te same schematy, ciągle potrafi zaskoczyć słuchaczy czymś nowym w tej starej jak świat konwencji. Album po raz kolejny jest zbiorem kawałków w którym filozoficzne wywody o bogatym słownictwie przeplatają się z bitewnymi wersami i teoriami spiskowymi. Powinno nam się to już znudzić. No właśnie powinno. Czemu tak nie jest? To tak jak pytać, czemu nie nudzi nam się Chino XL.

Zasadniczo, sprawa ma się tak, że pierwsza połowa płyty, jest przynajmniej w moim odczuciu o wiele lepsza od drugiej. Gdyby Bis wydał epkę zawierającą pierwsze 9 utworów, płyta otrzymałaby ode mnie ocenę -10/10. Może to dlatego, że pod koniec mamy już tylko paradę gości, która miażdży ilością (nigdy jakością) Canibusa? A może to przez to, że pierwsza dziesiątka kawałków jest tak genialna? „Melatonin Magik”, w którym usłyszymy ten sam sampel, którego użył LL Cool J dissując Canibusa w „Ripper Strikes Back”, „Kriminal Kindness” czy „Dead By Design” są potwierdzeniem ogromnej klasy rapera i szkoda, że druga część nie zostaje w pamięci tak jak pierwsza.

Bis na tym albumie postanowił wyrównać rachunki z dwoma raperami. Pierwszym z nim jest Eminem, któremu obrywa się w kawałku „Air Strike (Popkiller)”, w którym gościnnie występują… raperzy z D12! Cani wykorzystał i trochę udoskonalił trick swojego starego „przyjaciela” LL Cool J’a. Zapłacił D12 za bitewne zwrotki a potem, jak gdyby nigdy nic, zdissował na wspólnym tracku ich i ich lidera. Oskarża go o m.in. o żenujące dissowanie swojej byłej dziewczyny „You ain't no Hip Hop messiah, you a bitch 'cos you dissed Mariah / Shit like that is supposed to be private” oraz splamienie swoją obecnością kawałka „Dead Wrong” Notoriousa B.I.G. “The Greatest Rapper Of All Time was dead right you 'dead wrong', you shouldn't have even been on that song”. W „Kriminal Kindness” za to dostaje się KRS’owi, który od początku kariery Canibusa, nie był do niego przyjacielsko nastawiony, można nawet powiedzieć, że rzucał mu kłody pod nogi. Bis wyśmiewa jego filozoficzne wywody “Fuckin’ comedy, speakin’ on flawed philosophies” oraz relacje z wytwórnią Def Jam „Why you dickride Def Jam, they’not your friend” / Made your mind up I thought you was not with them” a wszystko zaczyna genialnym follow upem „How many emcees must get dissed / before somebody whispers don’t fuck with Bis”.

Drugim ciekawym patentem jest poruszanie tematu teorii spiskowych, zapoczątkowane już na debiucie rapera. Pamiętacie kawałek „Channel Zero” oparty na łagodnym G-Funkowym bicie? Cani wciąż porusza te kwestie a w jednym momencie nawet wspomina, od czego to się zaczęło: „You should’ve took Channel Zero more seriously”. Bis przytacza tutaj teorie m.in. o istnieniu organizacji zwanej Illuminati, która posiada kontrole nad wszystkimi strukturami rządowymi w USA i Wielkiej Brytanii i wszystkimi możliwymi sposobami próbuje ukryć swoją działalność. Nie boi się mówić o powiązaniu prezydenta Obamy z NWO, „They put black family in the White House” a także zatajaniu przez rząd informacji o obcych, kierując nawet w ich stronę apostrofę: „There’s no need to fear us / Just come down and help us”. Uważa nawet, że za teorie, które wysnuwa na tej płycie, zostanie wkrótce zamordowany „The Illuminati just gon’ kill me like Pac”. W tym wszystkim pomaga mu znany wszystkim słuchaczom Proffesor Griff, znany ze swoich konspiracyjnych wywodów. Jego podsumowania będzie dane nam usłyszeć w kilku kulminacyjnych momentach na płycie.

Bity od zawsze były bolączką Canibusa. Ciągle był oskarżany o to, że nie może znaleźć odpowiedniej warstwy muzycznej do swoich kawałków. Jedynym, który dorównał poziomem swoich podkładów poziomowi lirycznemu Bisa był, najbardziej niedoceniany producent z USA - Stoupe. Jak jest w tym przypadku? Bardzo dobrze aczkolwiek nie tak jak w przypadku „Rip The Jacker”. Canibus dostał bity o odpowiednim klimacie, wpasowujące się w treść przekazywaną przez rapera oraz na wysokim poziomie czysto producenckim. Tracki wyprodukowali m.in. Blastah Beatz, Sicknature i Engineer.

Suma sumarum dostaliśmy bardzo mocną produkcję, której zresztą można było się spodziewać. Dopełnieniem tego albumu, jest mixtape, który wyszedł miesiąc wcześniej pt. „Deathwish”, w którym Canibus większość czasu poświęca teoriom spiskowym, numerologii oraz interpretacji przepowiedni wielkich proroków. Wracając do „Melatonin Magik”, pozycja obowiązkowa dla każdego fana rapu, kładącego nacisk na lirykę. Can-I-Bus po raz kolejny dostarcza nam to, z czego jest znany i jeszcze bardziej ugruntowuje swoją pozycję w branży.

Ocena: -9/10

1 komentarz:

  1. Masz rację.Pierwsza połowa albumu jest lepsza, później odechciewa się słuchać (przynajmniej mi).
    Jak zwykle genialna recenzja.Trzymaj tak dalej!!!

    OdpowiedzUsuń