niedziela, 8 maja 2011

Co z tym Bostonem?

No to Playoffs rozpoczęły się na dobre. Wczorajszy mecz Bostonu był chyba ostatnim meczem, który oglądałem na żywo ze względu na to, że skończyła się już przedłużona przeze mnie przerwa w nauce. (A tak na marginesie to jebać pogodę! Dopiero dzisiaj się przejaśniło i ociepliło! Ale przynajmniej u mnie śnieg nie padał.) Chyba, że zdecyduję się zarwać nockę, co będzie bardzo prawdopodobne, jeśli dojdzie do meczów 7 w serii Bostonu z Miami i Memphis z Thunder. Lakers dostają w zad od Dallas i po raz pierwszy w życiu kibicuję Dirkowi. No, ale nie o tym chcę mówić w tym tekście skupię się na mojej ulubionej drużynie, na Bostonie.

Seria z Nowym Jorkiem napawała optymizmem. I to tak olbrzymim, że nawet ja, największy hejter trade’u Perkinsa na ziemi, zacząłem myśleć „o, a może to zadziała?”. Niestety przyszła seria z Miami czyli zderzenie z murem rzeczywistości. Dwa pierwsze mecze były, nie ma co się oszukiwać, klęska Celtów. Atak kulał jak Doktor House a obrona nie mogła zatrzymać Wade’a i spółki. To był tak bolesny dla mnie obraz, że nie dałem rady oglądnąć obydwu tych meczów do końca. Ale miałem jedno pocieszenie - były to mecze na wyjeździe. U siebie Boston jest prawie nie do pokonania.

W sumie jeśli spojrzeć z innej strony to nie była jedyna przewaga. Jackie McMullan z ESPN Boston zrobił listę 10 powodów dlaczego Celtics wygrają trzeci mecz. Nie będę się w nie za bardzo zagłębiał, no ale trzeba przyznać, że wyszło tak jak Jackie powiedział. Boston triumfował.

Już od początku siły Zielonego Gangu rzuciły się do ataku. Aż przyjemnie było na to patrzeć. Potem mecz był trochę bardziej zrównoważony, ale Boston ciągle pozostawał w grze. Druga połowa jednak to arcy-genialna gra Celtów, którzy chyba dopiero wtedy zdali sobie sprawę z tego, że przegrana w tym meczu równa się szybszej wyprawie na ryby. Taki zespół chcę oglądać już do ostatniego meczu finałów!

Cały zespół grał świetną koszykówkę, ale oczywiście trzeba wyróżnić x-factora. Tym na pewno był Kevin Garnett. Ten mecz przekonał mnie w pełni do tego zawodnika. Do tej pory uważałem go oczywiście za bardzo dobrego gracza, ale poza tym, za wielkiego buraka, który tylko czeka, żeby zrobić coś na granicy faulu technicznego. Po obejrzeniu tego spotkania i wcześniejszym przeczytaniu wywiadu z nim w magazynie MVP postanowiłem raz na zawsze zdjąć z niego łatkę brudnego zawodnika. Dalej nie podobają mi się niektóre jego zachowania, ale teraz będę patrzył na nie trochę inaczej. No, ale wracając do meczu. Kevin swoją grą przypominał mi siebie sprzed 6 lat, kiedy to jeszcze dominował w lidze w koszulce Timberwolves. Chris Bosh był niewidzialny. Garnett swoją obroną, a przede wszystkim aktywnością w ataku przez cały mecz odmienił oblicze drużyny. Tak trzymać KG!

Coś jeszcze? Oczywiście. Paul Pierce jako kapitan od pierwszych sekund wziął na siebie ciężar odpowiedzialności i rzucił w pierwszych czterech minutach 8punktów. Potem dołożył 5 i skończył pierwszą kwartę z dorobkiem 13 oczek. Jakby tego było mało wrócił mój ulubiony center w lidze. Gruby! Zagrał tylko 9 minut i to praktycznie na jednej nodze a i tak zrobił więcej niż mógłby zrobić Nenad „Czarna Dziura” Kristić. Przekonałem się też, do Delonte „Chcę Poznać Twoją Matkę” Westa, który, mogę to szczerze powiedzieć, gra o wiele lepiej niż Nate Robinson. Przede wszystkim jest od niego o wiele lepszy w obronie.

Jeżeli już mówimy o rozgrywających, to Rajon Rondo zyskał w moich oczach wiele, choć już przed tym meczem uważałem go za najlepszego rozgrywającego w lidze. Koleś wybił sobie łokieć, zszedł na chwilę do szatni, po czym wrócił i grał na podobnym poziomie co przed kontuzją a na dodatek w pomeczowym wywiadzie stwierdził: „No tak, to boli, ale nie mogę traktować tego jako wymówki”. To się nazywa serce mistrza!

Jedyną moją obawą jest to, że taki mecz ze strony Celtów może się już nie powtórzyć. W następnym spotkaniu Rondo będzie grał już w nastawionym łokciem, ale żeby się zrósł potrzeba czasu. Po Shaqu widać, że nie gra na 100%, ale nawet w te 10 minut może pomóc drużynie pod warunkiem, że znowu nie złamie sobie nogi. Paul grał znakomicie ale nie będzie przecież trafiał trójek w nieskończoność. Z całej wielkiej trójki jedynie Allen nie zagrał na wyższym poziomie niż zawsze. Ale pamiętajmy, że jak ma ku temu sposobność potrafi rzucić nawet 10 trójek w meczu. Koniec końców, patrzę w przyszłość z lekkim niepokojem, ale też z wielką nadzieją.

P.S. Następne miesiące zapowiadają się świetnie. W czerwcu wychodzi projekt Tech N9ne’a oraz wspólny album Eminema i Royce’a, w lipcu solówka 5’9” aka I Got A Big Dick (chociaż zarzeka się, że będzie bardzo dużo kawałów osobistych, jaram się!) oraz długo wyczekiwana płyta Chino XL’a – RICANstruction! Może nawinie się po dordze nowy album Slaughterhouse… Tak czy inaczej stay tuned!