środa, 1 lipca 2009

Denver Nuggets - Podsumowanie sezonu 2008/2009 (Artykuł)

Ochłonęliśmy już po finałach ligi zdominowanych przez Lakers oraz przeboleliśmy przegraną z tą drużyną w finale konferencji. Teraz czas zanalizować grę najważniejszych zawodników i zobaczyć, co było naszą mocną stroną a co zaś pięta achillesową. Oto opis dokonań poszczególnych zawodników oraz proponowane przeze mnie oceny ich pracy. Zaczynamy od podstawowej piątki.

Chauncey Billups – Moim zdaniem musimy tutaj ograniczyć te „achy i ochy”, które już dawno posypały się słusznie w jego stronę po tym jak zmienił obliczę drużyny. Lepiej spojrzeć w głąb jego gry i statystyk. Na pierwszy rzut oka nie widzimy nic szczególnego. Siedem asyst oraz siedemnaście punktów meczu. Po raz kolejny życie udowadnia nam, że statystyki to nie wszystko. „Mr. Big Shot” wniósł do drużyny dyscyplinę, której brakowało w poprzednich latach. Stał się drugim trenerem, omawiając podczas przerw taktykę ze swoimi partnerami. Razem z Carmelo poprowadził drużynę do najlepszego w historii drużyny bilansu w sezonie zasadniczym. Wspomniałem o jego statystykach. Chauncey, gdy widzi, że drużyna potrzebuje bodźca, potrafi rzucić grubo ponad trzydzieści punktów i dodatkowo tak konstruować grę, że zespół wybija się z dziesięciopunktowej straty na pięciopunktowe prowadzenie. Oddzielną sprawą są Playoffs. W tym wyjątkowym czasie, wstępuje w niego demon i potrafi bez problemu zaliczać double-double, prowadzić w kategoriach strzeleckich przy szalonych rzutach za trzy punkty. Tak było i w tym sezonie. Za właśnie tą zmianę i ustatkowanie drużyny, za stanie się liderem i mentorem należy mu się ocena 9/10.

Dahntay Jones – Trudno powiedzieć czy to mu należy dziękować za poprawę defensywy zespołu. Ten gość po prostu żyje, by grać w obronie. Trzeba wspomnieć jednak o tym, że chociaż był starterem grał tylko około osiemnastu minut w meczu. Dużo dał zespołowi broniąc na obwodzie, ale przy tym był przeciętnym atakującym. Geogre Karl jednak wszystko dobrze przemyślał i lukę w ataku zapełniał rezerwowy snajper, o którym w dalszej części artykułu. Jedną z wad Dahntaya są jego faule technicznie. Czasem potrafi nieczysto sfaulować, o czym mogliśmy się przekonać w Playoffs. Często jest zbyt agresywny i zacięty by odpuścić łatwe punkty i kończy się to agresywnym zagraniem. Na jaką ocenę zasłużył? Jest bardzo dobrym obrońcą, ale trochę za mało gra by określić go mianem X-Factora na tyłach. Jest kolejnym, mniejszym, elementem układanki, za co należy mu się ocena nie wyższa niż 7/10.

Carmelo Anthony – Od 6 lat centralna postać zespołu, pod którą niejednokrotnie ustalana jest taktyka gry. Jeden z najlepszych strzelców w lidze, wybrany z numerem trzecim w 2003 roku. W tym sezonie zrobił olbrzymi postęp i nie chodzi tu wcale o statystyki. Przy nowym rozgrywającym dojrzał i przestał traktować koszykówkę jako zabawę. Może wydać się to śmieszne, ale nauczył się grać w obronie. Te dwa słowa - Carmelo i obrona - wreszcie mogą iść ze sobą w parze. Dalej oczywiście nie jest prymusem w tej dziedzinie, ale najważniejsze jest to, że jego wkład jest widoczny oraz pozytywnie wpływa na wyniki zespołu. Bardzo dobrze rozumiał się z Chauncey’m i tworzył z nim lepszy duet niż kiedyś z Iversonem. Osiągał około dwadzieścia trzy punkty w meczu, dorzucając około siedmiu zbiórek. Warto wspomnieć, że w tym sezonie wyrównał rekord dotyczący ilości punktów w jednej kwarcie. Rzucił ich aż trzydzieści trzy. Chłopak wciąż się rozwija, rośnie w siłę i umiejętności i jeśli będzie rozwijał się w takim tempie jak w tym sezonie, możemy spodziewać się nowego MVP. Ocena za sezon to 9/10.

Kenyon Martin – Najbardziej niezauważalny, ale najbardziej stabilny element układanki o nazwie „sukces w roku 2009”. Silny skrzydłowy można by powiedzieć, jakich wielu. Jego wkład w grę jest niewidoczny gołym okiem. Ale jednak, gdy się przyjrzymy z bliska to on utrzymuję harmonię w drużynie pomiędzy ofensywą i defensywą. Jest bardzo dobrym obrońcą, ale też, gdy trzeba, potrafi rzucić spore ilości punktów. Bardzo dobrze dogaduje się z Nene, przez co umiejętnie dzielą się rolami w „pomalowanym” oraz gdy trzeba tworzą mur, uniemożliwiający wykonanie dobrego kontrataku. Martin jest typem skrzydłowego lubiącego rzuty z pół-dystansu, przez co razem z centrem konstruowali znakomite akcje inside-outside. Za te wszystkie zasługi, należy mu się ocena 8/10.

Nene – Już przed pierwszymi meczami spadła na niego ogromna odpowiedzialność. Trener oraz fani domagali się przecież od niego, godnego zastąpienia byłego obrońcy roku Marcusa Camby’ego. I paradoksalnie jego odejście poprawiło obronę zespołu. Dziwne, nie? Ale wróćmy do Brazylijczyka. Zagrał najlepszy sezon w swojej karierze notując ponad czternaście punktów na mecz oraz zbierając z tablic średnio około ośmiu piłek. Może nie był tak efektywny w obronie jak jego poprzednik, ale sprawował się całkiem nieźle. Zawiódł tylko w Playoffs, gdzie zagrał tylko dwie dobre serie, odpuszczając batalię w finale konferencji, co w dużym stopniu przyczyniło się do przegranej. Gdyby nie słaba ostatnia runda, dostałby na pewno 8/10, ale w tak kluczowych momentach zawodzić po prostu nie można, więc oceniam go na „jedynie” +7/10.

Ławka rezerwowych to bardzo ciekawa sprawa, ponieważ mieliśmy jedną z najlepszych w lidze. Jej wpływ na wygrane w Playoffs był ogromny – wystarczy zobaczyć, co się działo, gdy albo jeden zawodnik był niezdolny do gry, albo wszyscy zmiennicy grali przeciętnie. Czas zanalizować najważniejsze rezerwowe osobistości. Skala ocen jest oczywiście taka sama jak starterów.

J.R. Smith – Najbardziej trudny do oceny koszykarz w całej drużynie. Z jednej strony potrafi rzucić jedenaście trójek w meczu i być najlepszym strzelcem, ale z drugiej potrafi zejść z boiska ze skutecznością nieprzekraczającą 10%. Jego selekcja rzutów jest okropna, ale często zdarzają się takie dni, że wpada mu wszystko, nawet wymuszone rzuty czy szalone fade-away’e. Padają nawet stwierdzenia, że to od jego gry zależy końcowy wynik. Jak by na to nie patrzeć, jest dobrym wzmocnieniem i jeśli poprawi swoje umiejętności i troszeczkę się ustatkuje, może być nawet mianowany rezerwowym roku o ile nie przeforsuje się za rok do pierwszego składu. Jak na ten sezon ocena -8/10 jest jak najbardziej adekwatna.

Chris Andersen – Birdman to ulubieniec tłumów, które przychodzą oglądać mecze w Pepsi Center. Po dwuletnim zawieszeniu z powodu narkotyków oraz rozegraniu pięciu meczów w barwach New Orleans Hornets, wrócił do klubu, w którym rozpoczynał karierę w lidze. W sezonie 2008/2009 wnosił mnóstwo energii wychodząc z ławki oraz zostawiał na parkiecie wiele sił. Był drugim blokującym zaraz po defensorze roku! Pytanie tylko, co robił prócz widowiskowych bloków, kilku zbiórek i punktów? Praktycznie nic, słabo gra jeden na jeden, więc można rzec, że jest to widowiskowy gracz, który zawsze pomoże drużynie w obronie, parę razy powsadza i porwie tłumy, jeśli gra u siebie. Za to przyznaję mu 7/10.

Linas Kleiza – Może nie był to najlepszy sezon dla utalentowanego Litwina, ale on też był ważną częścią układanki. Grał około dwadzieścia dwie minuty w meczu, zdobywając około dziesięć punktów. Jak widzimy mimo, że grał krótko potrafił nieźle pomóc drużynie wchodząc z ławki. Warto zaznaczyć, że to dopiero czwarty sezon Linasa w NBA i ma sporo czasu żeby się rozwinąć. Ocena za sezon to +6/10.

Anthony Carter – Doświadczony rezerwowy rozgrywający z Hawai solidnie zastępował Chauncey’ego Billupsa. Grał około 23 minuty na spotkanie, był niezłym playmakerem i świetnie rozumiał się z kolegami, co było kluczowe do utrzymania pozycji wszyscy drużynie. Jak wszyscy wiemy, w serii z Lakers popełnił kluczowy błąd przy wprowadzaniu piłki do gry, który odwrócił całą sytuację na boisku. Ale, że każdemu zdarzają się błędy, nie wpłynie to na jego ocenę, którą jest +5/10.

Renaldo Balkman – „Taz” był epizodyczną postacią w tym sezonie. Rzadko wchodził z ławki a w Playoffs jego rola ograniczała się do grania pod koniec wygrywanych dużą przewagą meczów. Należy jednak wspomnieć, że bardzo dobrze zastępował Kenyona Martina na pozycji silnego skrzydłowego, gdy ten nabawił się kontuzji rzucając wtedy około osiemnastu punktów w meczu i całkiem nieźle zbierając. Jaka jest, więc adekwatna ocena? Myślę, że zdecydowanie należy mu się -6/10.

Reszta zawodników, czyli: Jason Hart, Johan Petro oraz Steve Hunter nie robili praktycznie nic poza zasilaniem stawki, gdy drużyna miała za dużo fauli lub pierwsi zmiennicy aktualnie nie mogli grać. Chociaż Johan to dopiero młodziak, o tyle Jason moim zdaniem troszeczkę się zmarnował. Od zawsze jest rezerwowym, ale w innej drużynie mógłby bez problemu być podstawowym rezerwowym. O Hunterze nie wspominam, ponieważ przez cały sezon nękały go przewlekłe kontuzje, przez co mógł tylko podziwiać grę kolegów z drużyny z trybun.

George Karl – I tutaj mamy problem. Jest to trener, który doprowadził aż trzy drużyny do finałów konferencji. Niby ma te dobre bilanse, ale moim zdaniem, Nuggets zasługują na kogoś lepszego. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że jeszcze, gdy grali tutaj Iverson i Camby, zawodników nie obchodziły jego uwagi i grali jak chcieli. W tym sezonie sytuacja się odmieniła, ale George wciąż jest słabym taktykiem, o czym świadczą sytuację, w których albo Billups albo Anthony sami ustalali kluczowe akcje meczów. Pytanie tylko, kto by mógł go zastąpić? Młody, ale utalentowany trener czy doświadczony wybitny taktyk? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, ponieważ i jedna i druga opcja ma swoje plusy jak i minusy. Mimo wszystko, Karl bardzo dobrze kierował zawodnikami w tym sezonie, chociaż ma kilka wad, to widać, że bardzo dobrze się z nimi rozumie. -8/10.

W tym roku zespół wreszcie zaczął wyglądać jak drużyna. Zawodnicy potrafili kamuflować swoje złe strony, tymi dobrymi. Chauncey wprowadził wreszcie porządek w chaotycznej grze w ataku a motywowani przez niego gracze zaczęli chętniej działać w obronie nie tracąc przy tym drygu do zdobywania wielu punktów. Czego więc brakowało? Motywacji w ostatniej rundzie Playoffs, chyba tylko tego. Były pewne niedoskonałości i w ataku i w obronie, ale one nie grały większej roli, bo żadna drużyna nie jest idealna. Ocena zespołu moim zdaniem nie powinna być ani wyższa, ani niższa niż 8/10.

Z tych analiz wynika, że sezon był udany, nawet bardzo, chociaż ogólne wrażenie zepsuły finały konferencji, o czym pisałem już w moim felietonie. Jest parę elementów, nad którymi trzeba popracować, lecz nie są to tak istotne rzeczy, żeby szaleć w okienku transferowym. Jeśli załatamy te małe dziury, możemy w przeszłym sezonie myśleć o finale NBA… A może nawet o mistrzostwie?

Artykuł napisany dla: nuggets.probasket.pl