piątek, 19 lutego 2010

No trades = same problems

Połowa sezonu już za nami. Zamknięcie okienka transferowego nastąpiło wczoraj o godzinie 19 czasu polskiego. Emocje związane z Weekendem Gwiazd już dawno za nami, a więc możemy przystąpić do analiz pewnych faktów, ponarzekamy sobie, jak to mamy w zwyczaju i będziemy znowu pokusimy się o opisanie alternatywnej rzeczywistości. Ta, już zaczynam o sobie pisać w liczbie mnogiej. Co te felietony ze mnie robią...

Zacznijmy od tego, że Denver Nuggets nie dokonali wczoraj żadnych wzmocnień, co jest bardzo dziwne ze względu na sytuację, którą opiszę w jednym z kolejnych podpunktów. Było kilka plotek o wymianach, jakie miałyby zajść, podobno zarząd myślał też o kilku wolnych agentach. Nic z tego jednak nie wyszło i na Playoffs idziemy z takim składem, jaki zaczynał te rozgrywki.

Po kilku pracowitych dniach, wreszcie mogłem oglądnąć jakiś mecz (przestawienie się na tryb nocny nie jest wcale takie łatwe), ale z drugiej strony, zawaliłem przez to umówione spotkanie ze znajomymi. Cóż, coś kosztem czegoś, prawda? Ale do rzeczy. Oglądnąłem pierwszy od dłuższego już czasu mecz Denver Nuggets i to nie z byle kim, bo przecież z liderami konferencji wschodniej – Cleveland Cavaliers. Aż boje się, co by było gdybym nie wszedł na terminarz 10 minut przed rozpoczęciem spotkania. Pewnie poszedłbym spać w ogóle o tym meczu nie wiedząc. Takie właśnie jest życie po Weekendzie Gwiazd.

Jako kibic „Bryłek” byłem bardzo zadowolony z wyniku pierwszej kwarty. Przycisnęliśmy „Kawalerzystów” w obronie pozwalając rzucić im tylko 21 punktów, przy czym rzuciliśmy jednej z najlepszych defensyw w lidze aż 31. Martwiła mnie jedynie postawa Melo, który grał jakby zamiast piłki w rękach trzymał cegłę, która ma łamać koszę a nie do nich wpadać. Potem jednak okazało się, że jakiekolwiek powody do obaw były po prostu tworem mojej wyobraźni. Prawdziwy mecz zaczął się w drugiej połowie, kiedy to liderzy (a właściwie lider i najlepszy strzelec [tak, będę uparty]) wzięli się do roboty po fatalnej pierwszej części spotkania. Tutaj gospodarze narzucili swoje tępo rozgrywki i rozbili „Bryłki” 12 punktami w trzeciej kwarcie. Emocjonująca czwarta kwarta przeszła potem w emocjonującą dogrywkę, w której Carmelo oddał na dwie sekundy przed końcem decydujący o zwycięstwie rzut. Był to jeden z najlepszych meczów, jakie dane było mi oglądać w tym sezonie.

Czas zająć się sprawą mniej przyjemną niż opisywanie wygranej – opisywanie składu, pewne podsumowania i prognozy na Playoffs – bo do tego ciągle dążymy. Zacznę od największego problemu Nuggets, czyli wysokich. Za każdym razem, gdy we wczorajszym meczu Shaq zdobywał punkty, łapałem się za głowę. Czemu, kiedy mieliśmy możliwość sprowadzenia jakiegoś centra, który umie bronić, nie zrobiliśmy tego? Brakuje nam centymetrów i to jest oczywiste. Ja wiem – Shaq to Shaq. Tłusty, masywny i silny potwór, który wciąż może rozstawiać większość centrów po kątach. Jednakże trener, który dysponuje dobrym, wysokim środkowym (czytaj Phil Jackson – LA Lakers – Pau Gasol) może bez problemu ustawić pod niego grę i wtedy nasza obrona pomalowanego będzie przupominała jak szwajcarski ser. Tu nie ma zmiłuj. Chociaż mamy Martina, który gra jeden z najlepszych sezonów w karierze i jest bardzo dobrym, twardym, nieustępliwym obrońcą, to wciąż brakuje mu trochę wzrostu. Nene to raczej gracz skierowany na ofensywę – Top 3 centrów w lidze moim zdaniem – genialna praca nóg, zakres ruchów i siła, którą potrafi wykorzystać. W defensywie jest solidny – ale takie coś nam nie wystarczy. O Birdmanie nie wspomnę, bo to w sumie – jak Runner zauważył – taka maskotka klubu, która w defensywie jedyne co potrafi to blokować z pomocy. Shaq wczoraj robił z nim, co chciał. To już Gortat go lepiej krył. Nie ważne. Ważne jest to, że tej dziury nie załataliśmy. O ile sprowadzenie Bena Wallace’a od początku wydawało się nieprawdopodobne, to powrót Marcusa był całkiem realny. I wiem, że on też nie jest wybitnym obrońcą 1-on-1, wiem, że jego specjalizacją są zbiórki i bloki z pomocy. Ale mówi się - lepszy rydz niż nic. Pamiętam pierwszą rundę Playoffs 2008, pamiętam, że Gasol robił z niego raczej Michaela Olowokandi’ego niż defensora roku. Ale wtedy też była to zupełnie inna drużyna. Drużyna, która kompletnie nie posiadała obrony na obwodzie (chyba, że ktoś nazwie Iversona świetnym defensorem ze względu na przechwyty) a Camby nie miał dobrze dostosowanych do gry obronnej partnerów. Wiecie, jeśli ustawia się Martina żeby krył Brytana na obwodzie i zostawia się drugiego wysokiego w pomalowanym razem z Anthonym, to katastrofa jest blisko. Ten zespół zdecydowanie zasługiwał na nazwę „Enver Nuggets” bez D jak Defense.

Jednak przy wymianie ujawnił się kolejny problem – w zamian za Camby’ego Clippers pewnie chcieliby chcieli by J.R.’a Smitha. Już mi się gęba cieszyła, że nie będę musiał oglądać z kolei jego gęby, której wyraz mówił „yyyy… a rzucę sobie”. Wymiana nie doszła do skutku, ale problem pozostał. Wiem, Earl jest dobrym snajperem. Ale każdy ma czasem takie dni, kiedy wszystko wpada, on też. Za to, gdy ich nie ma, to Nuggets tracą około 10 pozycji w ataku przez jego szalone rzuty z trzema obrońcami obok niego. W sumie, gdybyśmy go stracili, mielibyśmy małą lukę na pozycji SG. Ale mamy przecież Arrona Afflalo, który pokazał się bardzo dobrej strony w pierwszej połowie sezonu, a muszę przyznać szczerze, ż sam na początku w niego nie wierzyłem. Jest niezłym obwodowym obrońcą, choć nie aż tak twardym jak Danthay Jones, to ma o wiele większe możliwości ofensywne. Gdyby stało się tak, że Smith zostałby wymieniony, można byłoby zamaskować brak back-up SG na dwa sposoby:

-Grać więcej duetem Billups-Lawson, który jest zabójczy dla przeciwnych drużyn, szczególnie ze względu na szybkość.

-Melo mógłby więcej grać na dwójce dając więcej minut gry innym niskim skrzydłowym w drużynie. Takie ustawienie ułatwiłoby tworzenie mismatchy a Anthony mając na sobie mniej atletyczne „dwójki” mógłby częściej wchodzić w low-post.

Wymiana jednak nie doszła do skutku i Camby wylądował w Portland. Także, wróćmy do rzeczywistości a „co by było gdyby” zostawmy na inny tekst.

W tym miejscu miałem zamieścić akapit o Carmelo, stworzony praktycznie już podczas trwania pierwszej połowy meczu. Na szczęście moje obawy: że po kontuzji nie będzie już tak dobry jak wcześniej, że gdy kryje go dobry obrońca (James) to potrafi zdobywać punkty przez wymuszanie fauli, że znowu zaczyna rzucać cegły – okazały się fikcją. Przynajmniej jak na razie. Nie wiem, co będzie w następnych meczach, nie jestem przecież prorokiem. Ale jeśli będzie kontynuował tak dobrą grę, puchar dla króla strzelców nie wydaje się tak odległy. A życzę mu tego z całego serca. Żeby w końcu wyszedł z cienia Lebrona i Wade’a.

Pamiętacie jak pisałem felieton o sytuacji zespołu bez Billupsa? Teraz już nie mówię tylko o nim. „Bryłki” bez któregokolwiek ze swoich kluczowych zawodników nie są już tą samą drużyną. Lakers umieją wygrywać bez Bryanta. Bez Gasola także. Ale my niestety nie mamy tak dobrej sytuacji. O ile Billups gdy nie ma Anthony’ego potrafi wziąć na siebie ciężar zdobywania punktów, to sytuacja komplikuje się, jeżeli to on lub Martin są poza składem. Gra sypie się jak domek z kart, ze względu na brak playmakera i jedynego solidnego defensora. Nie mamy dobrze poukładanej strategii grania bez jednego ze starterów. Może to dlatego, że gracze tak dobrze się dopełniają? Miejmy nadzieję, że na najważniejszą fazę rozgrywek wszyscy będą w 100% zdrowi. Bo jeśli nie, plany zwycięskie oddalą się na nieosiągalną odległość.

Jak widzicie, ciągle dążę tu do jednego – pojedynku z Lakers w finale konferencji. Włodarze klubu nie naprawili jednego poważnego problemu, który może okazać się kluczowy w tej bitwie. Problemy zdrowotne pozostawiamy w rękach szczęścia, a czy ono się do nas uśmiechnie, to już zupełnie inna sprawa. Teraz jednak, musimy żyć drugą połową sezonu zasadniczego. Mamy mocny skład, najlepszego strzelca ligi oraz jednego z najlepszych rozgrywających. Pozostaje tylko czekać na najważniejszą fazę rozgrywek, która w tym roku może przynieść wiele niespodzianek.

Felieton napisany dla: nuggets.probasket.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz